Wyzwanie #2
<więcej o wyzwaniach
tutaj>
#1
Notatka pierwsza mojego komputerowego
pamiętnika.
Nigdy
nie pisałem bloga o swoim życiu. Tak naprawdę nie miałem potrzeby, aby taki
prowadzić, ale niedawno zaczęło się ze mną dziać coś niepokojącego. Wszyscy
podejrzewają mnie o skrupulatność i logiczność rozumowania, ale w ciągu
ostatnich paru tygodni zauważyłem, że wcale tak nie jest, że odbiegam mocno od
czegoś, co ludzie nazywają u mnie normą.
Co
właściwie się zadziało? W którym momencie zwróciłem na to uwagę? Czy próbowałem
temu jakoś przeciwdziałać?
Oczywiście,
że próbowałem upewnić się jaka była tego przyczyna. Nie było to trudne, bo
zauważyłem ją od razu. Jeszcze nie było ze mną aż tak źle.
Wszystko
zaczęło się od tego, że zasnąłem. To była sobota. Siedziałem po godzinach.
Miałem do sprawdzenia pozwy i musiałem na nie odpowiedzieć. Firma zajmowała się
wtedy dużą sprawą, dotyczyła spółki Tytan S. A., bo oskarżyliśmy ją o działania
nielegalnymi akcjami i oszustwami na olbrzymią skalę gospodarczą. Presja była
niewyobrażalna i to na mnie spadło większość odpowiedzialności, mimo, że każdy
inny adwokat także miał ręce pełne roboty. Nawet z tego powodu odłożyliśmy na
bok pomniejsze sprawy, które mogły nas rozpraszać.
Jak
już wspomniałem była to sobota, a rozprawę mieliśmy dopiero we wtorek. Jednakże
nie było czasu nawet na parugodzinny sen. Od ostatniego tygodnia wypompowywałem
z siebie energię i tamtego wieczoru już nie wytrzymałem i zasnąłem. Może to i
dobrze, że nie zdarzyło się to na procesie, bo bez zapowiedzi oczy mi się
przymknęły i prawdopodobnie leżałem głową opartą o biurko, stertę papierów i
długopisów (wnioskowałem to po odciskach, które mi zostały po przebudzeniu).
Ten
jeden sen zbyt dużo zmienił. Należał do tych głębokich, wymuszonych przez
organizm, ale nie zabrakło w nich przywidzeń.
Śniło
mi się, że kogoś goniłem. Skakałem w powietrzu przy pomocy dziwnych urządzeń,
które były przymocowanie do mojego pasa, wystrzeliwały linki i to właśnie one
utrzymywały mnie w powietrzu. Czułem się wspaniale, bo lawirowałem między
starymi budynkami, jak prawdziwy superbohater chcący poznać tożsamość
uciekiniera.
Jednak
ta druga osoba wciąż była daleko, ciągle tak samo nieosiągalna. Zdenerwowałem
się i krzyknąłem, by się zatrzymał. Podejrzewałem, że tego nie zrobi, bo niby
po co. Właśnie wtedy mnie zaskoczył i odwrócił głowę. Spojrzał mi prosto w oczy
z uśmiechem. Mimo, że był zakapturzony, poznałem w nim mojego współpracownika z
kancelarii. Nigdy nie zwracałem na niego szczególnej uwagi, ale tym razem
urzekła mnie jego tajemniczość. Chciałem wiedzieć dlaczego uciekał.
Niestety
nie dowiedziałem się tego i na zawsze pozostało to dla mnie tajemnicą, bo ktoś
obudził mnie w tym kluczowy momencie snu. Czułem jak potrząsa mną lekko i delikatnie.
Otwierając
oczy zobaczyłem stojącą przede mną ciepłą, świeżo parzoną kawę, w dodatku w
moim ulubionym kubku.
Miałem
okazję rozpoznać, kto mnie obudził, dopiero gdy zaczął układać, wszystkie
dokumenty o protokoły ze spraw, które podczas snu całkowicie pomieszałem. To
była ta sama osoba, którą widziałem w moim śnie. Miałem wrażenie, że to pewien
rodzaj deja vu. Lecz tym razem jego
oczy byłe pełne skupienia i pewnej skrytej pod warstwą obojętności, troski.
–
Powiedziałbym ci, że nie powinieneś tyle pracować, ale byłbym wtedy cholernym
hipokrytą – powiedział, zauważyłem wtedy jego sine cienie pod oczami, które z
całą pewnością były identyczne do moich.
Uśmiechnąłem
się i podziękowałem za kawę. Wtedy zadziało się coś dziwnego, co stało się
przedmiotem moich wątpliwości do chwili obecnej.
–
Pewnie nawet nie zajrzałbym tu, gdybym przez szybę nie zobaczył ciebie jak
śpisz na biurku. Pomyślałem, że trochę kofeiny dobrze ci zrobi – to mówiąc
delikatnie i jakby od niechcenia poklepał mnie po ramieniu, ale nie mogłem tego
tak nazwać, bo poczułem podświadomie, że to nie był tylko przyjacielski gest.
Na pewno taki by nie był, gdyby nie akompaniament jego spojrzenia. Miało w
sobie coś hipnotycznego.
W
tamtym momencie przypomniało mi się, jak przez te ostatnie miesiące tak często ze
mną ściśle współpracował. Chodził za mną krok w krok, a ja cały czas nie zwracałem
uwagi na to, że rzucał mi ukradkiem te skryte spojrzenia. Zwątpiłem już
zupełnie w swoją spostrzegawczość.
–
Levi, poczekaj! Długo tak spałem? – zapytałem, gdy już szedł
do wyjścia. Byłem ciekawy czy długo mnie tak obserwował.
On w odpowiedzi uśmiechnął się tak samo
jak we śnie i wzruszył ramionami. Jednak wciąż czułem, że jego dotyk na moim
ramieniu nie był tylko przelotny.
Właśnie wtedy wszystko się zmieniło, a sam
zamiast myśleć o pracy, rozpraszałem się i nie potrafiłem skupić się na niczym.
Gdyby nie ten wieczór, wśród stosu papierów, nigdy nie dojrzałbym pewnych
jasnych oczu.
Mój pamiętnik
[Wersja 13.12.2014]
Copyright © 0001,
Erwin Smith Sp. Z.o.o.
Wszelkie prawa
zastrzeżone
~
Linxfeather
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz